czwartek, 28 maja 2015

Zapraszam do naszego Domu

Zapraszam na zwiedzanie cząstki naszego salonu. Jak nietrydno się domyślić duży pokój trwa w takim porządku zazwyczaj kilkanaście minut, tym razem posprzątałam, następnie położyłam Emilcie na drzemkę południową i mogłam cieszyć się tym stanem dłużej... Mieszkamy tutaj od grudnia 2013r, ale salon mocno ewoluował jak to zywkle bywa. Powolutku staje się tym naszym wymarzonym miejscem, bardzo powoli go urządzamy i jeszcze wiele chcielibyśmy dodać, ale i tak już go uwielbiamy. To tu spędzamy najwięcej czasu wspólnie, jemy, gramy, bawimy się, robimy wieczory filmowe. Ale też tu chodzimy z mężem na randki :-) Zapraszam...
 
Na początek zdjęcia z telefonu przed wiosennym malowaniem i wymianą stołu. Te okrągły rozkładający się do owalnego był spełnieniem moich marzeń aż do teraz, gdy wreszcie mamy więcej miejsca i możemy mieć stół, który po rozłożeniu ma aż 3 metry.
 

Widoczna poniżej witryna to piękny mebel po mojej babci, który znalazł u nas swoje miejsce po przeprowadzce moich rodziców (mieszkają za moim płotem) ale dopiero teraz odkryłam, że mama malując go ominęła "daszek", bo i tak nikt tam nie zaglądał a teraz widoczny jest dla schodzących ze schodów. Choć i tak nikt tego nie zauważa, bo trzeba się skupić na schodzeniu :-)


Czas na bardziej aktualne zdjęcia choć nie najbardziej, bo na "pasach" wiszą teraz piękne ramki, które postaram się niedługo sfotografować.


Ponieważ poprzedni stół zmieniał swoje położenie kilka razy nie tylko w zależności od ilości gości ale również miałam wrażenie, że codziennie "dostaje nóg" mimo swoich 60 kg wagi to nie zdecydowaliśmy się jeszcze na kucie w suficie pod kable i na razie mamy urocze zwisy i oceniamy czy to już miejsce ostateczne stołu.



Nasza galeria jest chyba poza wszelkimi normami dotyczącymi prawidłowego umieszczenia zdjęć na ścianie ale mało mnie to przejmuje. Dolny rząd ramek wisi dość wysoko a i tak kot omiata go codziennie ogonem przez co rzadko kiedy zachowuje odpowiedni kąt :-)




A tu dowód, że zdjęcia przeleżały trochę na dysku bowiem rzepak na polach już zgubił pięne kwiaty i nabiera mocy olejodajnej.



 I dopiero teraz ujrzałam tego wściekłego ptaka pod krzesłem :-)
 

piątek, 15 maja 2015

Bananowy hit

Jest wiele wersji tego popularnego wypieku. Ja utknęłam w tej najprostszej, bo jeszcze jakiś czas temu chłopcy nie tknęliby babeczki z orzechami i innymi "robakami". Babeczka jest wilgotna i kusi chrupiącą skórka również dzień po upieczeniu, ale u nas nigdy tak długo nie leży. Już postanowiłam, że następnym razem piekę z podwójnej porcji. I jeszcze jedno- przepis z cyklu samo zło- z cukrem i mąką ale o ile alergia nie broni, można tak zgrzeszyć :-)

Skłądniki:
-3-4 dojrzałe banany
-1/3 szklanki oleju rzepakowego
-1 jajko
-1 i 1/2 szklanki mąki
-3/4 szklanki cukru
- szczypta soli
-1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
-cynamon do smaku

W malakserze miksuję banany dodając stopniowo olej, a nastęnie pozostałe składniki. Po dodaniu mąki mieszam już krótko, masa nie musi być idealnie gładka. Przelewam do mełej keksówki. Piekę w 160st.C z termoobiegiem, ok 25-35 minut do suchego patyczka.
Smacznego!






Gdy ilość czyni jakość

Wiele razy, będąc jeszcze tylko rodzicami Szymka, zastanawialiśmy się z Piotrem czy jest różnica pomiędzy byciem rodzicem dla 1 lub 2 dzieci. Jest ogromna. Miłości nie trzeba dzielić, bo ona się mnoży, rośnie góra obowiązków a poziom cierpliwości niesamowicie szybko maleje. Ale po pewnym czasie sytuacja się stabilizuje i nie wyobrażasz sobie jak można mieć jedno dziecko. Kiedy zostawaliśmy na placu boju z jednym chłopców nie mogliśmy się nadziwić jak rośnie ilość czasu :-) A potem pojawiła się myśl o trzecim i czwartym dzieciątku... Różnica jest ogromna, ale większa ilość dzieci w rodzinie sprawia, ze zmienia się podejście do wychowania, zabaw. Każde dziecko wnosi wiele nowych emocji, niesamowite są w obserwacji te relacje między dziećmi. Mimo, że nieraz trzeba rozdzielać chłopców w kłótni siłą to później słysząc chichot w czasie zabawy upewniam się, że każdy ma swoje ważne miejsce w rodzinie.  Chcemy być aktywni, ale sił jest trochę mniej, rośnie góra prania (niech żyje automatyczna suszarka!), ilość jedzenia w lodówce wykładniczo spada każdego dnia, za to rośnie ilość okruchów pod stołem (może kupić psa?kot nie rusza...), ale rosną też rączki chętne do pomocy. Najważniejsze żyć razem, celebrować ulotne chwile, wspólne posiłki ale też włączyć dzieci w domowe obowiązki, w które angażujemy się początkowo z nimi by po czasie dać im więcej samodzielności. Dzieci nie lubią oszustwa. Jeśli mówimy o sporcie-jedę też na rowerze (to chwilowo kuleje, bo Antek w brzuchu rośnie), sprzątanie-ja pomagam włożyć synkom naczynia do zmywarki, gdy już ledwie się mieszczą, czytanie-chłopcy podpytują o czym jest książka, którą czytam gdy oni skaczą na trampolinie. I doceniamy każdy ich dziecięcy wysiłek bez słowa "ale". I jakoś wszystko zaczyna się kręcić do przodu.
Tydzień temu nasz niemal ośmiolatek spędził dwa dni na wycieczce z klasą. Mam wrażenie, że doba wydłużyła się o kilka godzin, gdy miałam zająć się "tylko" Bartkiem i Emilką, ale z utęsknieniem czekałam też na godzinę powrotu Szymka. I rzeczywiście ilość dzieci stanowi o jakości naszej rodziny, tak samo jak 1 dziecko stanowi o wielkiej sile innej rodziny. Każdy ma swój wybór i nie namawiam nikogo do wielodzietności, to przychodzi samo. A my cieszymy się sobą, czasem walczymy a wieczorem padamy ze zmęczenia :-)









 

 
 
 Zdjęcia pstryknęliśmy z Emilką i Bartkeim w kwitnącym za naszym płotem rzepaku. I uprzedzam pytania- tak, Emi chodzi na pole i ogród w sukienkach bo jest ich bezgraniczną fanka :-)
 

środa, 6 maja 2015

Złap ten moment

W ubiegłym roku za naszym płotem rosła pszenica. Obserwowaliśmy z dzieciakami jej przemiany od samego posiania jesienią rok wcześniej, ozimina. Najpierw drobne zielone łodyżki wyglądające niemal jak trawa, równiutko posiane zieleniły się coraz bardziej a wraz z pojawieniem się wiosennego słońca pięły się coraz wyżej aż letnie słońce zmieniły je w znane nam złote kłosy. Dzięki polu mamy piękny widok codziennie. Będzie tak do momentu sprzedaży działki, mam świadomość tej nieuchronności. Na szczęście póki co działka jest zakwalifikowana jako usługowa a właściciel chce ją sprzedać drożej, jako budowlaną i to może jeszcze potrwać. Uff... Ale wracając do pszenicy. Po zbiorach na polu zostały malownicze snopki, które postanowiłam wykorzystać jako tło do zdjęć z dziećmi. Udało mi się namówić całę ekipę do wyjścia z domu, nawet udało mi się przebrać chłopców i ruszyliśmy do zdjęć. Następnego dnia rolnicy zabrali snopki.




Uwielbiam przyglądać się zabawom moich Sreber. Biegają, skaczą, chowają się i rozmawiają. Każda chwila jest inna, nie powtórzy się, martwi mnie ta nieuchronność i ogromnie cieszy, że jestem blisko. Kolejne minuty tworzymy razem, wspólną zabawą, posiłkami, odpoczynkiem, przytulaniem. Mówimy codziennie "kocham Cię".




Emilia była niechętna do strojenia min przed aparatem.









Czasem ta świadomość okrutnie szybko uciekającego czasu daje mi mocno w kość, myślę stale nad tym jak być bliżej dzieci, dać im piękne wspomnienia. Ale nie jestem idealna, czasem muszę po prostu przysiąść i zrobić coś tylko sama, dla siebie. To zdaje się być jednak normalnym podejściem, ostatecznie nei jesteśmy robotami. Jednak myśl o pełnoetatowej pracy, która na mnie czeka paraliżuje mnie. Mam oddać moje maleństwa pod opiekę obcych, mam znaleźć opiekunkę, która będzie mnie zastępować, żebym ja mogła pracować. Czuję się w jakiejś pętli, z której nie ma wyjścia. Antek ma posiedzieć ze mną w dwupaku jeszcze 3 miesiące, potem damy sobie rok, ale to tak mało czasu. Może jednak coś sprawi, że uda nam się zostać razem dłużej, muszę się tylko porządnie zastanowić.
Póki cocieszymy się ulotnymi chwilami i denerwujemy momentami krzyku i niezrozumienia. Ale ta huśtawka jest uzależniająca...