środa, 4 listopada 2015

Ćwiczymy? Pierwszy krok by nie dać się jesiennym smutkom.

Do wczorajszego wieczora największym wysiłkiem jaki podjęłam w tym roku poza urodzeniem Antka (choć to podobno liczy się jak przebiegnięty maraton) było wnoszenie go do naszej sypialni na drugiej kondygnacji. Zaczęłam ćwiczyć i chcę o tym opowiedzieć, żebym nie mogła się więcej zbyt łatwo wymigać. Moja Siostra postanowiła wrócić do formy i ćwiczyć regularnie, a skoro mieszkamy bardzo blisko zaprosiła do akcji mamę i mnie. Mama od razu zaoferowała swoją pomoc przy dzieciach w czasie, kiedy my będziemy ćwiczyć, sprytna... Ja chciałam wykpić się mikrobólem gardła i gdyby nie Siostra, nie zaczęłabym. Poza tym, gdy tylko moje małe cztery pary oczu zmorzy sen ja marzę tylko o kanapie i herbacie w towarzystwie męża. Ale on też zaczął wymykać się na spinning.



Chcemy usprawnić i wzmocnić nasze ciała, to nie jest plan bikini to "Plan My". Na szczęście dzięki dobremu metabolizmowi nie musimy z Siostrą stosować drakońskiej diety, uff (dopiero co upiekłam ciasteczka z czekoladą). Choć na pewno będziemy jeść jeszcze zdrowiej.
Poza motywacją do ćwiczeń i odtwarzaczem DVD potrzebowałyśmy jeszcze strojów. Szczęśliwie robiąc niedawno przegląd szafy zostawiłam jakieś portki i koszulkę sportową. Kupiłam ten zestaw z myślą o bieganiu i smuci mnie fakt, że było to jakieś 4 lata temu. Jakimś cudem w ferworze porządków ocalała również mata do ćwiczeń a ponieważ była na niej gruba warstwa kurzu chusteczki dla niemowląt znowu miały pole do popisu. Buty też miałam, wystarczyło zmyć z nich piasek z piaskownicy, bo na pewno nie był to piach z leśnej drogi biegowej. Nawet bez zestawu nie miałabym wymówki bo mieszkam 2 km od sportowej sieciówki. 
Zawsze zanim zacznę ćwiczyć w głowie pojawiają się wspomnienia jak na wuefie spadałam z kozła. W sumie to nie wiem czy kiedykolwiek go przeskoczyłam. Do gier zespołowych byłam zawsze wybierana jako ostatnia a najlepiej czułam się na ławce rezerwowych. Mimo niskiej masy ciała biegałam wolno, skakałam nisko i blisko, piłkę lekarską rzucałam ledwie pod swoje nogi. I tak ocena z wuefu zawsze zaniżała mi średnią na świadectwie aż do momentu kiedy ku mojemu uszczęśliwieniu do oceny zaczęła liczyć się frekwencja na lekcji. Teraz staram się wychodzić na przekór wspomnieniom: jeżdżę z dzieciakami na rolkach, kochamy rower, gramy w kometkę, staram się być aktywna ale to wciąż za mało. Dobrze, że Siostra wyszła z inicjatywą.
Play!
Potem było już tylko gorzej... Miałam wrażenie, że moje ciało to trzęsąca się galareta a mięśnie zanikły, łapałam oddech jakby kończyło się powietrze. Podobno po miesiącu ćwiczeń będzie widać rezultaty. Szkoda, że nie od razu, bo nie wiem czy wejdę dziś na górę do sypialni. Jednak wierzę, ćwiczenia wyzwolą w nas wybuch serotoniny i listopadowa chandra nam nie zagrozi. Wam również życzę mobilizacji! Damy radę!








4 komentarze:

  1. Wielkie brawa! We dwoje zawsze raźniej! Pięknie zdjęcia :) Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Czy Ty jesteś mamą czwórki dzieci??? Jeszcze ćwiczenia, aktywność, blogowanie?? Jak Ty to robisz?? Ja mam dwoje dzieci i przestalam cieszyć się życiem nie mam czasu na mojego bloga który zaczęłam rok temu....też myślę o cwiczenich. .ale kiedy się za nie zabiorę??? Nie wiem. ..pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam wesołą gormadę 4 dzieci :-) Czasu na wszystko jest zawsze za mało ale ani blogowanie ani ćwiczenia nie zabierają mi czasu dla dzieci codziennie. Często bywa trudno nawet mając 1 dziecko ale podstawą jest rozplanowanie czasu i wtedy udaje się jakoś "wydłużyć" dobę. Pozdrawiam :-)

      Usuń